- Uchwalony przez amerykański kongres pakiet pomocowy wartości 95 mld dolarów dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu, zwiastuje dobry czas dla branży zbrojeniowej.
- Jednak niekoniecznie jest to widoczne w wynikach dużych koncernów zbrojeniowych. Lepiej na tym polu radzą sobie mniejsi europejscy producenci.
- Warto pamiętać, że wydatki na zbrojenia to nie tylko zakupy sprzętu, które w wielu wypadkach stanowią mniejszość całkowitych kosztów.
Wzrost międzynarodowych napięć na świecie prowadzi do istotnego wzrostu wydatków na obronność. Można powiedzieć, że okres, w którym ludzkość mogła korzystać ze swoistej „pokojowej dywidendy”, ewidentnie się zakończył. Dotyczy to szczególnie Europy, która po zimnej wojnie mogła znacząco zredukować swoje wydatki na armię. Polska w poprzednim roku wydała na obronność 3,9 proc. PKB, a w 2024 będzie to nawet 4,1 proc. PKB. Stany Zjednoczone niedawno uchwaliły dodatkową pomoc obronną w wysokości 95 mld dolarów dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Także Wielka Brytania zobowiązała się zwiększenie wydatków do 2,5 proc. PKB do 2030 roku.
Światowe wydatki na obronność spadły proporcjonalnie o 60 proc. od czasów zimnej wojny i w ubiegłym roku wyniosły średnio 2,3 proc. globalnego PKB, czyli 2,4 bln dolarów. Stany Zjednoczone ponoszą zdecydowanie największe wydatki na obronność. Ich budżet w wysokości 900 mld dolarów stanowi 37 proc. globalnych wydatków i jest trzykrotnie większy niż budżet Chin. Te dwa największe kraje odpowiadają za ponad połowę całkowitych wydatków. Rosja zajmuje w tej kwestii trzecie miejsce na świecie, z budżetem około 100 miliardów dolarów. Świat arabski jest liderem pod względem proporcjonalnych wydatków na poziomie prawie 5 proc. PKB. Europa pozostaje w tyle, wiele krajów cały czas wydaje na obronność mniej niż 2 proc. PKB. Zaczęła jednak nadrabiać zaległości i wydatki w Europie rosną obecnie najszybciej. Na horyzoncie pojawiła się propozycja Polski dotycząca zwiększenia wydatków na obronność do 3 proc. PKB przez wszystkie kraje NATO.
Większe wydatki, jak obserwujemy na rynku, nie zawsze oznaczają lepsze wyniki akcji spółek z sektora. Najważniejszy amerykański fundusz ETF inwestujący w sektor obronny – iShares US Aerospace & Defense ETF (ITA), radził sobie w zeszłym roku gorzej od indeksu S&P500. Podobnie jest w tym roku: od początku 2024 roku, wzrósł on o 6,5 proc., podczas gdy S&P500 osiągnął wzrost o 9,2 proc. Wynika to z kilku kwestii: po pierwsze, wydatki zbrojeniowe – szczególnie te największe – mają charakter wieloletni, a efekt obecnych wydatków, może przełożyć się na produkcje za kilka lat. Im bardziej zaawansowana jest militarna technologia, tym ten efekt jest silniejszy. W wielu przypadkach, sprzedaż najnowocześniejszych technologii wymaga odpowiednich zgód, co także wydłuża proces.
Po drugie, wiele firm z branży militarnej to koncerny produkujące także na potrzeby cywilne (w tym lotnicze i kosmiczne), a ta produkcja może obciążać wyniki firm. Najbardziej spektakularnym przykładem jest Boeing, który zmaga się z ogromnym kryzysem związanym z bezpieczeństwem cywilnych samolotów. Jednocześnie, w 2023 była to piąta największa firma na świecie pod względem kwoty realizowanych kontraktów zbrojeniowych.
Po trzecie, wydatki na obronność będą przeznaczone nie tylko na zakup sprzętu, ale także powiększanie liczebności armii czyli na pensje, garnizony, mieszkania dla żołnierzy i inną infrastrukturę z tym związaną. W tym kontekście, zwiększone wydatki mogą sprzyjać innym branżom – na przykład budowlanej czy finansowej lub po prostu zwiększać konsumpcję.
W ujęciu proporcjonalnym, Europa cały czas wydaje na obronność mniej niż reszta świata, zaczęła jednak nadrabiać wieloletnie zaległości. Wydatki rosną trzykrotnie szybciej niż w Stanach Zjednoczonych. Poprawia to wyniki europejskich spółek z sektora obronnego. W ich przypadku, te fundusze mają nieproporcjonalnie duże znaczenie w porównaniu z amerykańskimi gigantami obronnymi, dla których dodatkowe zamówienia nie przekładają się tak mocno na wyniki. Mniejsze, mniej zdywersyfikowane europejskie spółki z sektora obronnego są jednak na fali rosnącej. Rolls Royce był w ubiegłym roku liderem europejskiego indeksu Stoxx 600, na trzecim miejscu znajduje się włoski Leonardo, a na szóstym – niemiecki Rheinmetall. Na rzecz europejskich spółek działał także silny dolar. Słabsze euro czyniło produkcję europejskich koncernów bardziej atrakcyjną na świecie.